„Doktorów” polecił mi wiele lat temu znajomy kolega-lekarz. Szukałem wtedy dobrej, wciągającej powieści na prezent dla bliskiej osoby. Sam także postanowiłem ją wtedy przeczytać. Historia studentów medycyny z Harvardu wciągnęła mnie niczym najlepszy serial na Netflixie. Pewnego razu, pokonując z nosem w książce odległość między autobusem i wydziałem, poślizgnąłem się i wylądowałem na śniegu. Właściwie nie rozstawałem się z nią.  Od wielu lat polecam tę powieść znajomym i rodzinie. Sam mam dwa egzemplarze.

Fragment prologu:
Niektórzy byli wybitni na granicy geniuszu. Inni byli geniuszami na skraju szaleństwa. Jeden z nich miał recital wiolonczelowy w Carnegie Hall, a inny przez rok grał zawodowo w koszykówkę. Sześciu pisało powieści, z których dwie nawet zostały opublikowane. Jeden był niedoszłym księdzem. Inny był wychowankiem zakładu poprawczego. Wszyscy byli śmiertelnie przerażeni. Tego słonecznego wrześniowego poranka 1958 roku połączył ich status studentów pierwszego roku Harwardzkiej Szkoły Medycznej.

Serdecznie polecam. Zainteresowanym mogę pożyczyć egzemplarz do przeczytania.
Piotr Skowroński